Teksty, które będą – oby! – ukazywać się w tej rubryce, będą o tym, co mnie jeszcze w tym Cieszynie wkurza, ale i o tym, co mnie jeszcze w tym Cieszynie trzyma. O tym, czego się nauczyłem i co zapamiętałem przez ponad trzydzieści lat życia w tym wyjątkowym miejscu, wśród wyjątkowych ludzi, w całkiem zwyczajnych czasach…

Najłatwiej zacząć od wspomnień, a moje pierwsze wspomnienie dotyczące Cieszyna wiąże się z miejscem, którego już nie ma. Dokonało swojego żywota przed paroma laty, przedtem przez prawie wiek służąc mieszkańcom i turystom. Mowa o zbudowanej w 1919 roku stacji kolejowej Mnisztwo, która mieściła się w pobliżu Bobrówki, u stóp wzgórza znanego dzisiaj jako osiedle Podgórze, a wtedy będącego po prostu polami pana Banota. Zanim sam trafiłem tam na początku lat osiemdziesiątych, stacyjka zdążyła kilka razy zmienić nazwę i stracić na znaczeniu logistycznym, które miała wcześniej, ale właśnie wtedy nabrała niezwykłego, bajkowego klimatu.

Budyneczek tonął w kwiatach. Ich zapachy aż kręciły w nosie, a wielokolorowe klomby były oczkiem w głowie zawiadowców i prawdziwą oazą dla pszczół i motyli. Żeby kupić tekturowy bilet, trzeba było wejść do maleńkiej poczekalni, do której drzwi zawsze były uchylone, odkąd para jaskółek zdecydowała się ulepić swoje gniazdo pod sufitem wewnątrz budynku! Czasy były takie, że ani nikomu to nie wadziło, ani nikt tego na szkodę innych nie wykorzystywał i przez lata wszystko funkcjonowało, jak należy. No, prawie, bo stopniowemu wydłużeniu ulegał czas podróży na linii Bielsko – Cieszyn, który pod koniec jej działania sięgał grubo ponad półtorej godziny… aż w końcu w grudniu 2009 zawieszono pasażerskie przejazdy na tej trasie, stację zamknięto, a wkrótce zdewastowano i rozebrano, co zresztą było do przewidzenia, bo ludzie też się zmienili i to niekoniecznie na lepsze, coś jak ryby w Bobrówce.

Zarośnięte tory na Mnisztwie nie napawają optymizmem, ale nasuwają też refleksję: czy czasem nie jest tak, że to właśnie przemijanie najcenniejszych i najwartościowszych rzeczy i ludzi czyni je i ich takimi wyjątkowymi? Czy nie jest tak, że dopiero nieodwracalna strata sprawia, że w tęsknocie i żalu doceniamy to, co mieliśmy i znaliśmy? W końcu czy czasem zmiana i odchodzenie w niebyt spraw, które nas dotyczą, nie są kwintesencją naszych doczesnych zmagań? I może nie warto nad każdą załamywać rąk, tylko brać się w garść i działać?

Tymczasem niecałe dwa lata temu gdzieś w Katowicach zadecydowano, że linia Cieszyn – Goleszów będzie rewitalizowana. Roboty będzie całkiem sporo, bo sieci trakcyjnej brakuje na całym odcinku, a druty i kable dawno oddane w skupach. Urzędnicy obiecują jednak, że być może jeszcze w tej dekadzie zobaczymy znów pociągi kursujące na tej urokliwej trasie – co jednak w żadnym wypadku nie oznacza szans na odbudowanie mnisztwiańskiej stacyjki – pozostanie ona jedynie wspomnieniem, jak kartki ze ściennego kalendarza wkładane przez babcię między strony Kalendarzy Beskidzkich…

DobrEgo

Zarośnięte tory na Mnisztwie

 

Na skróty

O nas

Twitter

ⓒ2017 vifi.pl / Projekt i wykonanie: Marcin Bujok