Informacja o biednym koniu, który zmarł w Wiśle podczas ciężkiej pracy, ciągnąc sanie wypełnione – jak przypuszczam – rozradowanymi turystami, obiegła całą Polskę i wywołała lawinę internetowych komentarzy. Smutny film, na którym widać prawdopodobnie już nieżywe zwierzę, nagle rozbudził w naszych rodakach powszechną empatię i współczucie. Sądząc po tysiącach jednoznacznych i krytycznych komentarzy, możemy być z siebie dumni, bowiem wygląda na to, że jesteśmy prawdziwymi miłośnikami zwierząt i zdeklarowanymi obrońcami ich praw…
Zanim jednak okrzykniemy się wrażliwym i troskliwym społeczeństwem, warto odpowiedzieć sobie na kilka kluczowych pytań: kto podczas gorącego lata stoi w kilkudziesięciometrowych kolejkach do konnych dorożek nad Morskim Okiem? Kto zbiera lajki pod setkami zdjęć, na których uwiecznił doskonałą zakrapianą zabawę na zimowym kuligu z przyjaciółmi lub kolegami z pracy? Kto organizuje zimowe zaprzęgi dzieciom ze szkół i przedszkoli, kto codziennie niewzruszenie przejeżdża koło gospodarstwa sąsiada, który głodzi konia z własnej zagrody?
No właśnie… Łatwo stać się wirtualnym rzecznikiem zamęczonego zwierzęcia, gorzej być człowiekiem konsekwentnym, który swoją postawą realnie przyczynia się do poprawy losu wykorzystywanych i bezbronnych zwierząt, nie tylko koni.
Uprzedzę pewien argument, z którym spotykam się nader często – „przecież zwierzęta są dla nas stworzone, możemy sobie nad nimi panować, jak nam się żywnie podoba.” Otóż nie! Nic bardziej mylnego! Powstrzymam się od własnej interpretacji Pisma Świętego, bo nie jestem żadnym autorytetem w tej dziedzinie, a głos oddam samemu papieżowi: „[…] musimy dziś stanowczo stwierdzić, iż z faktu bycia stworzonymi na Boży obraz i nakazu czynienia sobie ziemi poddaną, nie można wywnioskować absolutnego panowania nad innymi stworzeniami. Ważne jest odczytywanie tekstów biblijnych w ich kontekście, we właściwej hermeneutyce, i przypominanie, że zachęcają nas one do „uprawiania i doglądania” ogrodu świata (por. Rdz 2, 15). Podczas gdy „uprawianie” oznacza spulchnianie i kultywowanie, a „doglądanie” oznacza chronienie, strzeżenie, zachowanie, bronienie i czuwanie. Pociąga to za sobą relację odpowiedzialnej wzajemności między człowiekiem a naturą.”
To prawda uniwersalna, której powinni przestrzegać wszyscy przyzwoici ludzie, bez względu na wyznanie lub jego brak. Oby śmierć wiślańskiego konia nie wzbudziła jedynie chwilowej sensacji, ale zaowocowała refleksją w świadomości choć garstki osób, które następny razem wybiorą zimowe atrakcje niekoniecznie wiążące się z zadawaniem cierpienia słabszym istotom, naszym braciom mniejszym…
A.H.
fot. poglądowe/archiwum vifi