Widzowie zapłakali… ze śmiechu
Zespół Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego 28 kwietnia wystawił premierowo popularną farsę „Mayday” Ray’a Cooney’a w reżyserii Karola Suszki. Aktorzy dali się ponieść komediowemu repertuarowi i sprawili, że gmach cieszyńskiej melpomeny zatrząsł się ze śmiechu publiczności.
Co do tego stopnia wprawia widzów w ten doskonały nastrój? Ano, śledzenie jak pewien nieszczęśnik z minuty na minutę popada w coraz większe tarapaty, u źródła których było jego kłamstwo i mylne przekonanie, że jest bardzo cwany. Londyński taksówkarz bigamista (Tomasz Kłaptocz) prowadzi dwa równoległe życia u boku dwóch kochających go żon, w dwóch mieszkaniach. Żona numer jeden (Joanna Litwin) nie ma pojęcia o istnieniu żony numer dwa (gościnnie zastępująca Patrycję Sikorę Izabela Kapias) i odwrotnie. Kobiety zapewne nigdy nie dowiedziałyby się o niecnym kłamstwie taksówkarza, gdyby nie pewien wypadek na ulicy, który wywołuje efekt domina. Główny bohater próbuje za wszelką cenę ukryć podwójne życie przed dziennikarzami, policją i przede wszystkim żonami, ale przez to ładuje się w coraz większe komplikacje. Rosnąca absurdalność sytuacji, w jakich znajduje się taksówkarz, bawi publiczność do rozpuku.
Muszę przyznać, że „Mayday” w wykonaniu zespołu Sceny Polskiej w reżyserii dyrektora Teatru Cieszyńskiego, Karola Suszki to najzabawniejsza inscenizacja tej sztuki, jaką widziałam w polskim teatrze. Mimo iż reżyser postanowił posunąć do ekstremum komediowe napięcie spektaklu, a aktorzy niejednokrotnie popadają wręcz w błazenadę, w niczym to nie przeszkadza, a wręcz idealnie pasuje do wystawianej sztuki. Jedynym minusem oglądania takiego przedstawienia jest bolący brzuch ze śmiechu. Suszka stwierdził (i słusznie), że jeśli widzowie przyszli po zabawę i śmiech, to obdaruje ich tym po stokroć. Nie zrobiłby jednak tego prześmiesznego spektaklu bez aktorów, którzy doskonale odnaleźli się w zaproponowanym im repertuarze. Największą ciekawostką tego przedstawienia jest rola Tomasza Kłaptocza, który wcielił się w taksówkarza bigamistę. Wykonawca znany publiczności Sceny Polskiej z pogłębionych wcieleń dramatycznych pokazał, że równie dobrze czuje się w przedstawieniu lekkim, komediowym. W duecie ze swoim scenicznym przyjacielem Stanley’em Gardnerem, którego zagrał Grzegorz Widera, stworzyli kilka fantastycznych scen wręcz rozbrajających widownię zaśmiewającą się do łez.
Karol Suszka przy „Mayday” współpracował ze scenografem Oleksandrem Owerczukiem i znowu dało to dobry efekt. Scenograf zdecydował się umieścić w przestrzeni scenicznej oba mieszkania taksówkarza bigamisty, ale w tak zmyślny sposób, że widzowie nie mają problemu z identyfikacją, gdzie w danym momencie toczy się akcja przedstawienia. Ciekawym dodatkiem jest przód taksówki w wymiarach 1:1 ustawiony w centralnej części sceny. Warto też podkreślić, że scenografia została zaprojektowana z dużym smakiem i wyczuciem kolorystyki, podobnie jak przy „Moralności pani Dulskiej”, którą w bieżącym sezonie artystycznym Suszka i Owerczuk przygotowali na Scenie Czeskiej Teatru Cieszyńskiego.
Są tacy, którzy zżymają się na farsy w teatrze. Przecież niczego nie uczą, serwując jedynie głupiutką fabułę. Jednak teatr powinien nie tylko uczyć, ale i bawić, dawać chwile rozrywki i wytchnienia po pracy i innych codziennych znojach. „Mayday” Sceny Polskiej jest zdecydowanie przedstawieniem, na które warto się wybrać, jeśli po prostu chcemy poprawić sobie humor. A przecież radości i uśmiechu nigdy za dużo. Z tego to powodu najnowszy spektakl w reżyserii Karola Suszki ma szansę stać się hitem Teatru Cieszyńskiego i, podobnie jak na innych polskich scenach, latami nie schodzić z afisza, czego oczywiście zespołowi gorąco życzę.
Małgorzata Bryl-Sikorska/ Blog „Teatr to my”
„Mayday”, Ray Cooney, reż. Karol Suszka, premiera: 28 kwietnia 2018, Scena Polska Teatru Cieszyńskiego.
źródło: inf. prasowa