Już za niespełna miesiąc, 7 października, w Klubie Studenckim Panopticum odbędzie się VII edycja Gotta Go Festival – największej na Śląsku Cieszyńskim niezależnej imprezy muzycznej, która słynie z mocnego gitarowego brzmienia i niepowtarzalnej atmosfery. O początkach festiwalu, jego sukcesie, poszanowaniu drugiego człowieka, a także o niewykorzystanym potencjale Cieszyna rozmawialiśmy ze współorganizatorem imprezy – Grzegorzem Pindorem.

Jak zrodził się pomysł na stworzenie Festiwalu Gotta Go?

Po upadku takich miejsc jak ElDorado, Basztowa czy definitywne zamknięcie piwnicy teatralnej, a niedługo potem Piwnicy Pod Targową zabrakło miejsc, w których młodzież mogła by się spotykać. Wraz z działaczami zarządzającymi Klubem Studenckim Panopticum zaczęliśmy organizować cykliczne, w większości metalowe koncerty. Inicjatywa cieszyła się dużym zainteresowaniem, głównie ze względu na niską cenę biletów i spory rozrzut stylistyczny zespołów. Póki uczyłem się w jednym z cieszyńskich liceów, działałem w pojedynkę, klejąc nielegalnie plakaty w mieście, bookując kapele, w końcu stając na bramce, a czasami nawet za stołem mikserskim. Niestety coraz bardziej klarowna wizja dorosłości zmieniła obrót spraw i zamiast koncertów raz w miesiącu, skupiłem się na cyklicznych wydarzeniach, nad którymi będę miał większą kontrolę i mniej stresu. Jednym z nich były koncerty towarzyszące Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, a już po rozpoczęciu studiów na Uniwersytecie Śląskim, jeden duży koncert w październiku.

Jako, że do tego momentu nie działałem pod żadną nazwą, wpadłem na pomysł założenia inicjatywy Gotta Go Events. Pod tym szyldem organizowałem koncerty m.in. w Katowicach, wszystkie mniej lub bardziej powiązane ze sceną metalową czy hardcore punk. Dzięki wieloletniej znajomości z Łukaszem (Kazimierowiczem), o którym jeszcze pewnie nie raz wspomnę, udało się przenieść zwykły koncert, na grunt kulturalny, wpisując się przy tym na stałe w kalendarz imprez miasta. Dzięki wierze pracowników Wydziału Kultury i Promocji, a także wolnym środkom festiwal w końcu mógł się zmaterializować.

To już VII edycja imprezy – czy spodziewałeś się, że muzyka alternatywna spotka się z tak dużym zainteresowaniem w tak małym mieście, jakim jest Cieszyn?

To miasto nie jest małe, tylko małe są horyzonty jego mieszkańców (śmiech). Wiesz co, jest tak, że ciągle próbujemy przekonać lokalsów do tego, aby bardziej zaangażowali się w inicjatywę. Ilekroć chcemy wyjść poza klub, oprócz pieniędzy brakuje nam rąk do pracy. Być może ten wywiad będzie jakąś odezwą, i komuś zacznie leżeć na sercu dobro tej alternatywnej społeczności. Może pamiętasz, jak 10-15 lat temu, co druga/trzecia młoda osoba na mieście była związana to z subkulturą metalowców, depeszów, czy punk rocka. Było fajnie, jest co wspominać i za czym tęsknić, bo wraz z odpływem tej młodzieży i popularyzacją średniej jakości polskiego rapu coś się zmieniło. Nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze, bo dziś przynajmniej frekwencyjnie jest lepiej, ale ludzie jakby się od siebie oddalili. Nie ma tej wspólnoty jak kiedyś. Nawet, gdy były animozje, to rozwiązywało się je poprzez rozmowy o muzyce, składzie kapel, których logówki miało się na plecaku czy koszulce, i tak od komandosa do komandosa, wszyscy żyli w zgodzie.

Sukcesem jest to, że festiwal przyciąga rzesze ludzi z dalekich zakątków Polski. To świadczy nie tylko o marce, jaką udało się nam zbudować, ale przede wszystkim o głodzie samej muzyki. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek na organizowany przeze mnie, czy już z Łukaszem koncert, przyjedzie ktoś znad morza. Nie mieściło mi się to w głowie.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że chcecie promować ideę antyfaszyzmu i wegetarianizmu, czy to przesłanie jest wciąż aktualne?

Jak najbardziej. Nasz festiwal to kontra dla wszelkiej neofaszystowskiej, nacjonalistycznej i seksistowskiej oraz homofonicznej myśli, drążącej coraz większe tunele w głowach młodych ludzi. Zależy nam na tym, aby przede wszystkim celebrować wolność – wszelaką: myśli, czynu i idei, ale w oparciu o poszanowanie drugiego człowieka. W zasadzie, najprościej rzecz ujmując, tyczy się to całego naszego środowiska; są to elementarne postawy, integralne z muzyką. Nie trzeba chodzić na manifestacje i bawić się w lewicowe bojówki, bo nie o to chodzi (prawicowcom w głębi duszy liczę, że tez nie). Świat zmieniamy najpierw od siebie…nie trzeba wiele, by każdy mógł czuć się bezpiecznie i na tyle swobodnie, aby prowadzić taki tryb życia, jaki mu się podoba.

Zapytałaś o wegetarianizm, idziemy trochę dalej, ponieważ promujemy również weganizm, choć obaj (Ja i Łukasz) jemy mięso, bo zwyczajnie je lubimy (śmiech). Inną dietę, roślinną czy po prostu bardziej zbilansowaną traktujemy, przynajmniej dla siebie, jako odskocznię, ale wiemy, jak ważna jest dla ludzi związanych ze sceną. Uważam, że powinniśmy wiedzieć więcej na temat żywienia, sposobów zastępowania produktów, w tym mięsa wytworami roślinnymi. Ja na przykład jestem wielkim fanem tofu i soi samej w sobie. Niewykluczone, że w przyszłości to właśnie weganizm będzie już nie tylko „trendy” jak teraz, bo łatwo na tym zrobić biznes,ale stanie się czymś zupełnie naturalnym, i nikt nie będzie się dziwił, dlaczego Zosia czy Marek nie je mięsa. To świadomy wybór i tyle.

Wiem, że odbiorcami festiwalu nie są wyłącznie zdeklarowani hardcorowcy i metalowcy, jak myślisz, co przyciąga zróżnicowaną publikę z różnych zakątków Polski?

Dobry dobór artystów i walory turystyczne miasta. Podkreślam to w każdym wywiadzie i w każdym miejscu, w którym do tej pory zagrałem koncert. Cieszyn jest pięknym, malowniczym miejscem o fantastycznej historii, ale niewykorzystanym potencjale. Bez takich imprez jak Kręgi Sztuki, Gotta Go czy Wakacyjne Kadry o mieście dowiadywalibyśmy się z Legend i Rotundzie na purpurowym banknocie. To błąd, bo piwo – już to nasze, całkiem lokalne, jest pyszne, w naszych restauracjach pracują wyśmienici kucharze, a bliskość – ta mentalna i geograficzna z Czechami, czyni z Cieszyna doskonałe miejsce na coś więcej niż weekendowy wypad. Jeśli jednak chcesz udać się do nas na raptem dwa dni, pamiętaj o tym, aby wygospodarować wolny czas w maju i październiku. Jesienią to my dbamy o to, aby o Cieszynie było głośno, i jest to najlepszy okres, żeby wraz z przyjazdem żaków, „coś się działo”.

Czy z biegiem lat organizacja imprezy jest coraz łatwiejsza? Może ktoś szczególnie zaskoczył Was przychylnością i wsparciem?

Nie było by tego festiwalu, gdyby nie zrodzony prawie dziesięć lat temu pomysł i samozaparcie, a poza tym, cieszymy się skromnym, ale jednak dofinansowaniem z urzędu miasta, co odpowiada na Twoje pytanie dotyczące przychylności. Walczymy o każdą złotówkę, gdyż kosztów przybywa, ale radzimy sobie na tyle dobrze, aby nie dokładać. Jak na imprezę bez sponsorów z prawdziwego zdarzenia, organizowanej w zasadzie w 99% w duchu Do It Yourself, to duże osiągnięcie.

Mamy jednak nadzieję,
że wraz z rozwojem (wkrótce dziesięciolecie!) uda się nam stworzyć prawdziwy festiwal, w stylu open-air. Trzymajcie kciuki, gdyż plany są ambitne.

Czyli Gotta Go będzie się rozrastał? Masz jakieś konkretne marzenia związane z tym festiwalem?

Chciałbym. Mamy doskonałą bazę pod duży event. Nie wiem, dlaczego marki, które zrodziły się u nas odeszły. Przykład wielu innych imprez dowodzi, że najciekawsze rzeczy dzieją się nie w dużych aglomeracjach, w których tempo wydarzeń nie pozwala na pełne uczestnictwo w interesujących nas punktach programu. Oczywiście, niezwykle ważne są pieniądze, ale skoro w takim Cieszanowie, miejscowości porównywalnej do Cieszyna odbywa się jeden z ciekawszych krajowych festiwali rockowo-metalowych, a w Namysłowie swoje święto mają punkowcy, którzy bawią się grzeczniej niż gawiedź na niejednych „dniach miasta”, to coś jest na rzeczy. Gotta Go póki co ze względu na ograniczenia czasowe i fundusze jest imprezą stosunkowo kameralną, raptem na kilkaset osób, ale o dużym potencjale.

W przyszłości chcemy nadać naszemu wydarzeniu charakter interdyscyplinarny, pełen wykładów, projekcji filmów i imprez towarzyszących (kierunek: SlotArt, tylko bez chrystianizacji). Ponadto, dobrze było by wyjść poza ciężkie granie na rzecz elektroniki czy w miarę ambitnego rapu. Wszystko z czasem. Artystów jest w bród, trzeba tylko stworzyć im odpowiednie warunki, spinając to wszystko jakąś konceptualną klamrą.

Na koniec kilka słów o tegorocznej edycji… dlaczego warto przyjść?

Po to, aby zobaczyć, że poza wyjściem do Ministerstwa czy Retro, w Cieszynie można zobaczyć występy nietuzinkowych wykonawców, którzy poza ładunkiem emocjonalnym dostarczają inteligentnego przekazu. Nadal pokutują mity o punkowcach brudasach, pijących Bóg wie jakie szczyny w krzakach. Te czasy odeszły do lamusa, czego najlepszym dowodem jest całokształt Gotta Go Festiwalu, którego większość publiczności nie dość, że nie pije, to pomaga wyżej wymienionym odnaleźć dobrą drogę, oczywiście do naszego klubu. Nasza impreza jest w pełni bezpieczna i otwarta dla wszystkich, dbamy zarówno o gusta muzyczne, jak i te kulinarne, dlatego jeśli chcesz posłuchać dobrego gitarowego grania, nie ważne czy będzie to metal, punk czy hardcore, u nas znajdziesz coś dla siebie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozmawiała Aleksandra Hańderek

Na skróty

O nas

Twitter

ⓒ2017 vifi.pl / Projekt i wykonanie: Marcin Bujok