Film, który oficjalnie otworzył tegoroczne kinowe święto – 'Tłumacz’ Martina Šzulika – powstał w tym roku w koprodukcji słowacko-austriacko-czeskiej i zdążył już podbić Berlinale. Historia, jaką opowiada, nie dotyczy bezpośrednio Polaków ani Czechów, ale nie ma się co dziwić, że mocno poruszyła i Słowaków, i Austriaków, i Niemców. Do Wiednia przybywa sędziwy słowacki Żyd, emerytowany tłumacz, i z rewolwerem w kieszeni puka do drzwi mieszkania w kamienicy, za którymi spodziewa się zastać jeszcze starszego faszystowskiego oficera, którego obwinia o szereg wojennych zbrodni, w tym zamordowanie rodziców. Otwiera siwowłosy syn nazisty i w tym momencie rozpoczyna się filmowa podróż, podczas której ci dwaj znajdą się w miejscach pamiętających koszmar wojny i zetkną z ludźmi i przekazami, które odmienią ich obu, choć pozwolą przy tym dobrze się poznać.
Czerwony mercedes na wiedeńskich blachach przekracza malownicze tatrzańskie przełęcze (kto widział Zahradę, czyli Ogród, Šulika, ten wie, na co stać tego reżysera), a ulepieni z całkiem różnej gliny bohaterowie konfrontują się z wojenną przeszłością i słowackimi realiami dzisiaj. Kłócą się, godzą i jadą. Kolejne wstrząsające relacje świadków, których napotykają na swej trasie, nie zostawiają złudzeń: w prześladowaniach i zagładzie słowackich Żydów sporą i nikczemną rolę odgrywali ich przedwojenni sąsiedzi, zwykli Słowacy. Kto jednak spodziewa się jednoznacznych ocen i osądów, będzie zawiedziony – twórcy filmu zadają wiele pytań i pokazują drogę znajdywania odpowiedzi, ale sami ich nie dają, pozostawiając ocenę widzowi.
Wychodząc z kina i spiesząc w kierunku Browaru Cieszyńskiego, nie sposób było nie pomyśleć, że taki film raczej nie powstałby w Polsce. Tutaj od scenarzystów i reżyserów często dostajemy gotową receptę i stanowczą diagnozę problemu – Šulikowi w finezyjny sposób udało się tego uniknąć. 'Tłumacza’ warto zobaczyć, choćby po to, żeby podejrzeć, w jaki sposób próbują rozliczać się z ciężką przeszłością nasi dalsi zatatrzańscy sąsiedzi. A czy ich wojenne tragedie różnią się specjalnie od polskich? Nie wiem. Ale takie otwarcia festiwalu lubię.
cdn.
red.