Mecz rozpoczął się jak dreszczowiec Hitchcocka: silny wiatr gnał liście po murawie, Kukuczka wywalczył róg, Janoszek zacentrował, ktoś z ławki gości krzyknął: „Kryj Bujoka!”, a w polu karnym najwyżej wyskoczył Brachaczek i piękną główką dał gospodarzom prowadzenie! Nie cieszyli się nim jednak długo, bo ledwo wiatr ustał i wróciło słońce, a już as Orła Dawid Pruś ustawiał piłkę na jedenastym metrze i nie zamierzał się pomylić. Karny należał się – albo nie, sędzia ma zawsze rację, choć zapewnienia Ruckiego o nieprzekroczeniu reguł wyglądały na wiarygodne. Orzeł przycisnął, ale Piast wciąż potrafił się odgryźć, jak zwykle aktywny był Szyper, któremu dzielnie sekundowali Ogrodnik i Janoszek. Brakowało jednak skuteczności, czego dowodem był choćby zmarnowany kontratak, przeprowadzony przez miejscowych w przewadze czterech na jednego(!). Piłka szybko pojawiała się to pod jednym, to pod drugim polem karnym, aż w 32 minucie Szurman wykorzystał dobre zagranie Prusia i pomimo silnej presji obrońcy z kilkunastu metrów potrafił posłać futbolówkę do siatki ponad rozpaczliwie interweniującym Ferfeckim… Lider prowadził i wyglądało na to, że odzyskał kontrolę nad meczem, zabłocianie umieli zagrać na czas, a Piast szturmował, raz długą piłką, raz prostopadłą, raz centrą, i jedno z takich zagrań przyniosłoby nawet wyrównanie, gdyby nie przytomna interwencja Waleczka. Na sam koniec pierwszej połowy gospodarze przeprowadzili wyjątkowo składną akcję, której jednak też nie udało się sfinalizować i do szatni zadowoleni schodzili tylko goście.
Początek drugiej części to rwana i elektryczna gra, w której nikt nie odstawiał nogi. Piast miał swoje okazje, ale zdawało się, że to prowadzący zabłocianie dyktują warunki, aż nagle przy linii po męsku powalczył Żyłka, a powalonemu na ziemię Prusiowi puściły nerwy i palnął leżącego cieszyniaka łokciem w skroń! Kibice ryknęli, arbiter czerwoną kartką posłał agresora do szatni, a ten mógł tylko przepraszać kolegów i trenera za głupotę, za którą Orłowi przyszło (i jeszcze przyjdzie!) słono zapłacić… Piast przycisnął i chwilami potrafił siąść na osłabionym przeciwniku albo wymienić kilka szybkich i celnych podań, ale za każdym razem w decydujących momentach brakowało celności i zimnej krwi. Trener Bakun apelował o mądre decyzje i wpuszczał kolejnych rezerwowych, ale czas uciekał, sprytnie podkradany przez zabłocian, a wynik się nie zmieniał. Wtedy nadeszła 82 minuta i pierwsze skrzypce zagrał kapitan Szyper – wywalczył róg i dokładnie zacentrował, a w tłoku fantastycznie zachował się Bujok, który nie dał szans Rzońcy i celną główką bitą do ziemi wyrównał. 2:2! Teraz nie godziło już się zatrzymać i chociaż parę następnych akcji było nieskutecznych, to w doliczonym czasie gry znowu świetnie zagrał Szyper, z piłką zabrał się Bujok i w starciu z obrońcą padł na murawę. Sędzia nie miał wątpliwości i wskazał na wapno, a na trybunach po raz pierwszy w tym sezonie naprawdę zawrzało. Janoszek nie dał kibicom ochłonąć, dobrze mierzona piłka zatrzepotała w siatce, a efektowne i zasłużone zwycięstwo stało się faktem. Piast Cieszyn po najciekawszym jak dotąd meczu w tej rundzie pokonał Orła Zabłocie 3:2!
Drużynie i trenerowi należą się wyrazy uznania i szczere gratulacje: za dobrą grę i jeszcze lepszy wynik. Osobne i wyjątkowe wsparcie wędruje do Sebastiana Żyłki, dla którego niesportowe i brutalne zachowanie Prusia skończyło się w szpitalu. Nie da się nie wspomnieć o kibicach, którzy w końcu stawili się na sektorze w ilości gwarantującej słyszalność dopingu. Oby dobry nastrój nie opuścił cieszyniaków już niedługo – w sobotę o 16 przyjdzie im zmierzyć się wiceliderem, czyli silną ekipą Zrywu Bąków, trzymamy kciuki i serdecznie zapraszamy na mecz!
fot. Michał Fielek