No właśnie, jak to jest? Myślę, że to bardzo ciekawe zagadnienie, szczególnie, że nie da się na to pytanie jednoznacznie i wyczerpująco odpowiedzieć. Przynajmniej ja nie potrafię. Być może jestem za głupi, ale to mój felieton, moja rubryka, więc chociaż tutaj mogę strugać inteligenta z… no właśnie. Skąd?
Chociaż socjologiczna definicja jest ścisła i niezmienna: prowincja to zamieszkany obszar z dala od stolicy, a potocznie i z lekceważeniem termin używany w odniesieniu do obszarów opóźnionych w rozwoju cywilizacyjnym i kulturalnym ze względu na odległość od centrum – to myślę sobie, że możemy odbierać i definiować ją w różnoraki sposób. Wynika to z tego prostego powodu, że chyba nikt nie uściślił, gdzie tak naprawdę rozpoczyna się prowincja. Poza tym samo słowo nosi pejoratywny wydźwięk, więc zazwyczaj będzie odnoszone do miejsc wartościowanych negatywnie, co czasem może być wręcz kuriozalne. Myślę, że niejeden mieszkaniec Katowic nazwałby Bielsko prowincją. O ile z perspektywy Katowic to nic dziwnego, to dla nas może być to niewyobrażalne. Bądź co bądź, Bielsku bliżej jest do miana centrum niż Cieszynowi.
Ale porzućmy już to sformułowanie, skoro niesie negatywne uczucia. „Peryferia” są bardziej neutralne, a co za tym idzie – być może pomogą mi w moich dywagacjach, ponieważ tutaj możemy już spodziewać się większego ujednolicenia w definiowaniu tego pojęcia. Jak wiadomo, nic tak nie szkodzi rzeczowej dyskusji jak nacechowanie jej przedmiotu daną wartością. To trochę tak, jakby rozmawiać o problemie segregacji rasowej, nazywając podmiot dyskusji czarnuchami.
No dobrze, ale co w końcu z tym Cieszynem? Ano zobaczmy, gdzie nam bliżej. Sytuacja wygląda tak:
- Cieszyn jest na „rubieżach” naszego kraju, jednak jako miejscowość nadgraniczna może aspirować do miana ośrodka, w pewnym sensie, kosmopolitycznego. Co prawda, kiedyś miał ku temu większe podstawy, ale na szczęście Czesi nadal siedzą po drugiej stronie Olzy.
- Cieszyn nie może poszczycić się jakimś wyjątkowo bogatym życiem kulturalnym na poziomie choćby Bielska (tak przynajmniej sobie to wyobrażam), ale istnieją odpowiednie instytucje, które umożliwiają spotkanie się z kulturą wyższą. Coś zawsze się dzieje, nie można powiedzieć, że nie. Kiedyś mój kolega z Goleszowa, stwierdził:: „ty to masz się fajnie, u was w Cieszynie coś się dzieje przynajmniej”. To chyba kolejny powód, by szale naszej wagi się zrównały, a wręcz nieco przechyliły w stronę centrum.
- Koniec końców należy przypomnieć, że choć nie jest to odpowiednik Oxfordu, Cambridge czy Yale, to mamy swoją filię Uniwersytetu Śląskiego. Następny punkcik na szalkę „centrum”
Ale co wynika z tej czczej i przydługiej gadaniny? Ano wynika z tego, że układ szalek naszej wagi wychodzi mniej-więcej na zero z drobnymi przesłankami przeważającymi w stronę centrum. Myślę, że tak zatem należy go definiować: Cieszynowi do miana centrum nieco brakuje, ale też nie bardzo można nazwać go czystej wody prowincją!
Pozostaje więc pytanie: tylko co z tym zrobimy? Czy my, obywatele Cieszyna, sprawimy, że nikomu przez myśl nie przemknie pomysł nazwania nas prowincją, czy też pozwolimy naszemu miastu zmarnieć i zgnuśnieć? Odpowiedź jest chyba jasna, prawda?
Mikołaj Bizoń