Festiwal się skończył, obroty restauratorów, hotelarzy, taksiarzy, spożywczaków ze stoiskami monopolowymi, kantorów i kawiarni spadły(?), a Cieszyn wrócił do codzienności. Nie było najgorzej, prawda? Fajnie mieć w nadgranicznym miasteczku takie wydarzenie? Warto je wspierać i promować? Hm.
Tak naprawdę w tym roku więcej przegapiłem, niż obejrzałem, choć doskonale pamiętam kolejne edycje Kina Na Granicy, kiedy naprawdę 'nie wychodziło się z kina’. Dlatego te parę słów nie aspiruje nawet do miana podsumowania całego festiwalu – przeciwnie – to subiektywny zestaw impresji, obserwacji i wspomnień ze wszystkich (lub prawie wszystkich) miejsc, w których spędziłem tę niezapomnianą filmową majówkę.
To, że dobre filmy komfortowo ogląda się w cieszyńskim kinie, jest jasne, podobnie jak wiadomo, że w teatrze najbliżej obcuje się z zaproszonymi artystami, Central i KASS zapewniają ekstra klimat, a seanse nad Olzą są jedyne w swoim rodzaju. Ale to, że Browar tak wyśmienicie sprawdza się w roli festiwalowej imprezowni, mogło już nie być takie oczywiste, a organoleptycznie przekonałem się, że jak najbardziej. Koncerty w namiocie, afterparty w piwnicy, setki spotkań, rozmów i toastów w cieniu starodawnych murów – a wszystko w zacnej atmosferze podkręcanej wizytami festiwalowych gości… zdaje się, że właśnie tak to powinno wyglądać. Każdy, kto dołożył swoją cegłę, żeby tak wyszło – zrobił dobrą robotę.
A filmy? O świetnym 'Tłumaczu’ mowa już była, o wstrząsającej 'Niemiłości’ również, tak samo jak o paru starszych perełkach. Warto wspomnieć o nowym filmie Romana Polańskiego – 'Prawdziwej historii’ – w którym kunsztownie pomyślana i błyskotliwie zagrana intryga nie zwiedzie tylko bardzo wyrobionego widza. W pamięć zapadła też mocna scena na cmentarzu z Edytą Olszówką i Dorotą Kolak w 'Planie B’ Kingi Dębskiej (’Moje córki krowy’), z którego każdy zapamięta też wybitnie uzdolnionego aktorsko psa Kotleta ratującego życie postaci granej przez Marcina Dorocińskiego. Zainteresowanych zapewniam – Kotlet dobrze żyje sobie w Warszawie, o czym solennie zaświadczyli twórcy.
Festiwal oficjalnie zamknął pokaz 'Truskawkowych dni’ – szwedzkiego filmu z polską w dużej mierze obsadą. Poruszający obraz życia emigrantów zarobkowych znad Wisły w wyjątkowo słonecznej Skandynawii mógł co poniektórych zaskoczyć – a historia uczucia dwójki młodych bohaterów wzruszyła chyba wszystkich. Nie pierwszy raz miałem wrażenie, że polskim artystom na dobre wychodzi współpraca z twórcami zagranicznymi, a owoce tejże potrafią przyjemnie zaskoczyć niespodziewanym aromatem.
Pora kończyć: z własnych obserwacji i przeprowadzonych rozmów, a także podsłuchanych plotek i ploteczek, jasno wynika, że ludzie kina przyjeżdżający do Cieszyna na Kino Na Granicy bawią się tu świetnie i chcą wracać na kolejne edycje. Zwykli festiwalowicze tak samo – niezwykły klimat granicznego miasteczka fascynuje i przyciąga nad Olzę kolejne pokolenia kinomanów, kto widział księżyc w pełni wędrujący ponad kościołem ewangelickim albo przeżył gwałtowną ulewę w pełnym słońcu na moście, będzie wiedział, o czym mowa. A czy cieszyniacy bawią się równie dobrze? Jedno wydaje się pewne – mogą. Szczere gratulacje dla organizatorów, wyrazy szacunku dla zacnych twórców i gości, serdeczny uścisk dłoni dla wszystkich dobrych festiwalowiczów. Dziękujemy i do zobaczenia za rok, oby!