Sobotnie popołudnie przywitało wszystkich przybyłych na aleję Łyska wiosennym beskidzkim słońcem, a było kogo witać. Zgodnie z zapowiedzią nie trzeba było płacić za bilety, więc na odmienionych przez wycinkę starych kasztanowców i wierzb trybunach pojawiło się sporo fanów cieszyńskiej piłki, którzy jednak na prawdziwe emocje musieli poczekać. Ale po kolei.
Kontuzje i kartki spowodowały, że jedenastka trenera Bakuna sporo różniła się od tej, która pokonała Błyskawicę na jej terenie w sierpniu. Niełatwo było o składne akcje, a długie piłki na walczącego z przodu Bujoka nie przynosiły rezultatu. Najczęściej widać było Brachaczka, który raz po raz próbował prostopadłych zagrań – niestety, również bez efektu. Za to kiedy Piast odpuszczał lub faulował w środku pola, goręcej dla odmiany robiło się pod bramką Ferfeckiego, ten jednak zachowywał czujność. A w samej końcówce fajnie na skrzydle powalczył Gabryś, po faulu na którym Janoszek ustawił sobie piłkę i zagrał tak, że odbitą od słupka do siatki władować zdołał Brachaczek – ale tym razem radość gospodarzy zdecydowanie przerwał sędzia, odgwizdując spalonego i do przerwy wciąż było 0:0.
Na drugą połowę trener wypuścił na plac młodego Gaszczyka i… siebie, a gra nabrała rumieńców. Zaatakował Piast, ale potem nacisnęła Błyskawica, która jednak nadziała się na kontrę – o trudną piłkę powalczył Menka i liniowy zauważył, że obrońca przekroczył przepisy. Cieszyniacy szybko wykonali wolny i posłali piłkę do siatki, ale sędzia nakazał powtórzenie akcji i poniekąd dzięki temu kibice mogli w końcu zerwać się z miejsc. Trener gości wyczuł pismo nosem i – jak w tytule – apelował o ustawienie solidnego muru, ale na nic by się to nie zdało, bo Brachaczek pociągnął w okienko jak Gianfranco Zola, nie dając żadnych szans Hanusowi. 1:0! Gra momentalnie się zaostrzyła, żółtko obejrzeli Gabryś i Szymon Stoły, a w chwilę później na ławce ukarany został Miłosz Stoły. W międzyczasie Błyskawica znów przycisnęła, ale po raz kolejny nie potrafiła zatrzymać kontratakujących gospodarzy – wysoką piłkę zgasił Menka, usłyszał dopominającego się o podanie Janoszka i celnie nagrał, a potem mógł spokojnie celebrować drugą asystę, bo żądło Piasta ukąsiło bezbłędnie, z dobrych trzydziestu paru metrów lobując próbującego interweniować Hanusa! 2:0!
W to było graj kibicom gospodarzy, ale kończanie nie zamierzali się poddawać i byli więcej niż groźni. Finezyjnie podawał rezerwowy Kraus, próbował Marcin Siekierka, aż w końcu aktywny Parchański celną główką zamknął soczystą centrę Szymona Stołego i goście złapali kontakt. Czas mijał nieubłaganie, z obu stron namnożyło się nerwowych zagrań, rwanych akcji i niecelnych strzałów, ale żaden z bramkarzy już nie skapitulował i Piast dowiózł do końca cenną wygraną. Tuż przed końcowym gwizdkiem ostre wejście rezerwowego Miłosza Stołego w nogi pożytecznego Kubiciusa dało mu drugą żółtą kartkę(pierwszą dostał na ławce) i odesłało pod wcześniejszy prysznic, ale pomimo szans Bujoka i Zorychty wynik nie zmienił się i fani miejscowych w dobrych humorach mogli kontynuować sportową sobotę, kibicując zapewne hokeistom z Trzyńca w finale czeskiej ekstraligi.
Piast wygrał i utrzymał się na trzecim miejscu w tabeli A-klasy. Już za tydzień będzie musiał jednak je obronić – tym razem „czerwono-niebiesko-żółci” jadą do Brennej (mecz w niedzielę o 11!), lider z Zabłocia do Kaczyc, a Goleszów dostanie walkowera od Ochab. Trzeba jeszcze uważać na Pogwizdów i Kończyce Małe, bo w czołówce jest tłoczno. Fani liczą na walkę o trzy punkty i tylko o nie. Do zobaczenia nad Brennicą!
Fot. A.H.