Ale to wszystko jakieś takie swojskie, jakieś miłe sercu. Takie, że aż trudno nie czuć się zafascynowanym tym bałaganem, tą alternatywną rzeczywistością. Bo to polska alternatywna rzeczywistość, znana już od tysiąca lat, która zaczęła powstawać u nas już sto lat temu, gdy zniknął austriacki zabór i jakakolwiek nadzieja na ordnung, czy chociażby powierzchowny ogar czegokolwiek. Wrócił słowiański bezład, ogólna degrengolada i całe to nieporozumienie, w którym na co dzień żyjemy.
I ja chcę powiedzieć, że to jednak jest jakieś takie kochane, milusie, fajniusie i jak się już człowiek urodził z taką skazą, to już trudno o niej zapomnieć i jest to wszystko jakieś nęcące. Nawet nie trzeba się w Polsce urodzić, żeby ten ogólnonarodowy i drobnomieszczański burdel rzucał na kolana. Dlatego chciałbym tu zostać, bo ten chaos, ten kolaż wszystkiego i nicość zarazem są w jakiś sposób piękne i inspirujące, bo nawet smog czasem bywa przyjemny, gdy oddycha się nim w tej krainie czarów. I to nie jest kwestia żadnego lokalnego patriotyzmu, którym, nawiasem mówiąc, gardzę, ani niczego takiego. Może po prostu jestem głupim sentymentalistą?
Dlatego też tak kocham naszą Wenecję, bo to jest kwintesencja naszego mikrowszechświata. naszego Cieszyna i całej Polski, która w całości składa się z takich Wenecji – z szybą zaklejoną niebieską taśmą, z krasnoludkami w oknach i dogorywającym kompleksem fabrycznym za płotem. To jest ta swojskość, to jest mi bliskie, chociaż nie wiem, czy do końca tego chcę.
Fot. Cieszyn.pl