Kiedy młodość przemija bezpowrotnie, człowiek już nie bardzo może pozwolić sobie na tańce, hulanki i swawole – z tym większym jednak sentymentem zdarza mu się wspominać dawne dzieje, wracać pamięcią do poznanych kiedyś osób, filmów, książek i utworów muzycznych, które fajnie się kojarzą. Taką właśnie muzyczną podróż w przeszłość „zafundował” mi ostatnio cieszyński Dom Narodowy, zapraszając do Browaru paru wykonawców, z którymi akurat wspomnień związanych mam co niemiara.
Najpierw niewielka grupa lokalnych hardcorowców miała sporą frajdę na koncercie zespołu Proletaryat. Niezmiennie prawilni punkowcy z Pabianic dali czadu, a ja wspominałem ich poprzednią wizytę nad Olzą, kiedy to wiosną 1993 razem z Psami Wojny z Jastrzębia przyciągnęli do Cieszyna kilkusetosobową, barwną – ale groźną – ekipę swoich fanów w glanach i irokezach, a ja razem z Wyspą i Kozim, czyli szanowanymi dzisiaj w okolicy architektem i budowlańcem, błaznowałem na scenie na rynku w ramach miejskiej Mini Listy Przebojów… Podobnie rzecz się miała przy okazji następnego koncertu w Browarze, który dały Róże Europy. Sprzedający w swoim czasie dziesiątki tysięcy płyt zespół nie jest już na topie, ale wiadomo, że „tylko ona jest jak jedwab” i „wesołych świąt, bez względu na to, co to dziś znaczy” – razem z wokalistą śpiewała cała sala i było bardzo miło i młodzieżowo. To znaczy – myślałem, że cała sala – bo dopiero ostatnio, kiedy koncertował Fisz, zobaczyłem, ile osób może pomieścić się w browarnej piwnicy i świetnie się bawić. Nawet jeśli spragnieni muszą odstać swoje w kolejce po piwko. Młodzi Waglewscy to już zawodowcy, z łatwością rozruszali publikę, a ja wspominałem Maćka Olbrychta, który w 2006 reżyserował Fiszowi teledysk do „Nie bo nie”, a niedługo później po prostu nagle wziął i odszedł…
I tak się właśnie złożyło, że osoba, której w całości, zdaje się, zawdzięczam te przefajne muzyczne przygody, została uhonorowana tytułem „Osobowości roku 2017” w kategorii kultura powiatu cieszyńskiego. Nie znałem dokonań pani Moniki Sikory-Monkiewicz, bo o niej mowa, wcześniej, ale jej aktywność w roli szefowej Domu Narodowego jest bez wątpienia godna uwagi i pochwały. Wydaje się, że tędy droga. Mniemam, że odpowiednie instytucje i gremia słusznie doceniają – bo powinny – całokształt jej pracy, ja pozwolę sobie skorzystać z felietonowej okazji i osobiście podziękować za te trzy koncerty, które dostarczyły mi zarówno naprawdę dobrej muzycznej rozrywki, jak i okazji do słodkich i gorzkich wspomnień… Co niniejszym rad czynię: dziękuję, Pani Dyrektor!
DobrEgo