Scena Polska zaczęła bieżący sezon artystyczny mocnym uderzeniem, wystawiając „Lampkę oliwną” Emila Zegadłowicza i kończy w równie imponujący sposób za sprawą premiery „Tektoniki uczuć” francuskiego autora, Erica-Emmanuela Schmitta. Premiera przedostatniego spektaklu Sceny Polskiej w sezonie artystycznym 2017/2018 miała miejsce 25 maja na deskach Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie.
Według efektu motyla, z angielskiego „butterfly effect”, trzepot skrzydeł motyla na jednym krańcu globu może wywołać tsunami (lub inną katastrofę) w drugiej części świata. Zainspirowany efektem motyla Eric-Emmanuel Schmitt stworzył dramat „Tektonika uczuć”. Autor nawiązuje do teorii tektoniki płyt, czyli wędrówki płyt litosfery, które przemieszczając się, uderzają lub ocierają się o siebie, a to z kolei prowadzi do wielkich katastrof: wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi, fal tektonicznych i innych. Posługując się tym porównaniem, autor wskazuje, że czasem wystarczy jedno niepotrzebne słowo lub głupi, nieprzemyślany żart, by wywrócić nasze życie do góry nogami.
Taka katastrofa ma miejsce w życiu Diany (Lidia Chrzanówna) i Richarda (Rafał Walentowicz), głównych bohaterów sztuki „Tektonika uczuć”. Niby para jest w sobie zakochana, planują zaręczyny i bardzo im na sobie zależy, ale pewnego dnia Diana mówi coś takiego, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość ich związku. Richard nie pozostaje dłużny – rewanżuje się zranieniem swojej niedoszłej narzeczonej. Od tego momentu zaczyna się pełna intryg relacja, w której pierwsze skrzypce gra manipulująca wszystkimi Diana. „Kiedy kobietę trzyma przy życiu czyjaś miłość, i nagle ta miłość zostaje jej odebrana, żeby nie umrzeć, musi zamienić to uczucie na inne, równie silne: nienawiść” – stwierdza Diana. W intrygę mającą na celu odegranie się na Richardzie angażuje parę prostytutek, Rodicę Nicolescou (Barbara Szotek-Stonawski) i Elinę (zastępująca Patrycję Sikorę Małgorzata Sikora). Złość, frustracja i pragnienie zemsty na tyle zaślepiają główną bohaterkę, że nie liczy się z uczuciami swojej matki (Halina Paseková), aż wreszcie nie zauważa, że w tej grze va banque może utracić zupełnie wszystko…
„Tektonika uczuć” Sceny Polskiej to spektakl bardzo plastyczny i widowiskowy, mimo że reżyser, Pavel Ondruch i scenografka, Zuzana Mazáčová postawili na minimalizm scenograficzny. W centralnej części sceny pojawił się duży kryształowy żyrandol, zaś poniżej stanęła czerwona sofa rogowa, której moduły są w trakcie spektaklu rozkładane, przestawiane, aż w końcu ich ubywa (są wynoszone) i na końcu spektaklu zupełnie znikają. Podobnym przemianom ulegają uczucia głównych bohaterów: w udany związek wkrada się burza i wszystko wywraca, aż wreszcie dawna miłość znika. Laboratoryjny charakter teatralnej opowieści podkreśliły jupitery, których snopy światła padały na przestrzeń gry aktorów. Ondruch świetnie rozplanował ruch sceniczny i reżyserię świateł. Końcowe sceny pierwszej części przedstawienia przyprawiły mnie o gęsią skórkę. Przedstawienie „Tektonika uczuć” jest zrobione z rozmachem przy minimum środków scenicznych – po tym można poznać dobrego i świadomego prawideł teatralnych reżysera. Wielka więc szkoda i strata dla Teatru Cieszyńskiego, że dotąd etatowy reżyser od nowego sezonu artystycznego przeniesie się z Czeskiego Cieszyna do Pragi, gdzie obejmie kierownictwo artystyczne w Teatrze Ungelt.
Po premierze w kuluarach teatralnych Rudolf Moliński, aktor i reżyser, były kierownik artystyczny Sceny Polskiej powiedział, że „Tektonika uczuć” nie byłaby tak dobrym przedstawieniem bez aktorów i w zupełnie się z nim zgadzam. Z przyjemnością obserwowałam dojrzałe i świadome aktorstwo odtwórców ról pierwszoplanowych, Rafała Walentowicza i Lidii Charznówny, która przy okazji tej premiery świętowała swoje trzydziestolecie na deskach teatralnych. Równie dobre były role drugoplanowe: matki w wykonaniu Haliny Pasekovej („Tektonika uczuć” to 220. premiera w jej karierze artystycznej) i prostytutki Rodici Nicolescou Barbary Szotek-Stonawski. Szczególnie ta druga kreacja nadała przedstawieniu komediowy, humorystyczny rys. Wiem, że aktorzy przed premierą martwili się, czy to kameralne u swych podstaw przedstawienie dobrze wybrzmi na dużej scenie Teatru Cieszyńskiego. Zapewniam, że wybrzmiało – duża w tym rola reżysera, który dopilnował, by subtelne gesty, gry spojrzeń, szepty i sugestywne niedopowiedzenia były zauważalne dla widzów. Brawa dla czwórki etatowych aktorów Sceny Polskiej, którzy zagrali swe role naturalnie, bez maniery i wyrażali się tak, jak mówią zwykli ludzie. Dzięki temu sceniczna historia była przekonująca oraz zdołała porwać serca odbiorców. Niestety, sztucznie wypadła rola Małgorzaty Sikory, bo aktorka grała ze zbyt dużym patosem i ekspresją – tak nie mówią i nie zachowują się normalni ludzie, nawet jeśli jest to Elena o trudnej i nieoczywistej historii. Oczywiście, młoda aktorka nie miała łatwego zadania, bo jej postać to pokrętny charakter, złożony z wielu sprzeczności, jednak szkoda, że ta kreacja wypadła nieprzekonująco. Należy mieć nadzieję, że Małgorzata Sikora w kolejnych wystawieniach „Tektoniki uczuć” nieco stonuje ekspresję i lepiej ustawi głos.
„Błyskotliwy dramat Schmitta, pełen ciągłego napięcia między dwojgiem bohaterów, to laboratoryjna analiza mechanizmów manipulacji” – czytamy na stronie internetowej Wydawnictwa Znak, które zdecydowało się w 2008 roku wydać polskie tłumaczenie francuskiej sztuki autorstwa Barbary Grzegorzewskiej. Spektakl „Tektonika uczuć” Sceny Polskiej zdecydowanie oddał charakter sztuki Schmitta, a wymyśloną przez niego historię opowiedział w sposób trzymający w napięciu do samego końca. Jest to przedstawienie zdecydowanie warte obejrzenia i jedno z najlepszych w tym sezonie artystycznym Teatru Cieszyńskiego.
„Tektonika uczuć”, Eric-Emmanuel Schmitt, reż. Pavel Ondruch, premiera: 25 maja 2018, Scena Polska Teatru Cieszyńskiego.
Małgorzata Bryl-Sikorska / Blog „Teatr to my”